Halloween

W Stanach jedno z najważniejszych świąt w roku, w Polsce raczej traktowane z dystansem. Oczywiście, mowa o halloween, teoretycznie obchodzonym 31 października, ale za oceanem świętowanym całą jesień, albo przynajmniej cały miesiąc. 🎃👻
Jak już wspomniałam w poprzednich wpisach, przygotowania do halloween osiągają niesamowite rozmiary, sklepy pełne są tematycznych dekoracji, jedzenia, gadżetów, i czego tylko można sobie wyobrazić. Każdy świętuje, a niektórzy wręcz prześcigają się w ilości coraz to bardziej realistycznych ozdób, niektóre domy wyglądają już od początku listopada przerażająco. Z drzew zwisają czarne worki z 'trupami', na trawnikach aranżowane są cmentarze. W kinach przez kilka tygodni lecą głównie horrory, otwiera się wiele nawiedzonych domów i ValleyScare w Minnesocie.
Co dla niektórych może być ciekawe - zapachem i smakiem nieodłącznie związanym z halloween jest oczywiście Pumpkin Spice - powiedziałabym że jest słodki, jak dynia z cynamonem i goździkami. Świeczki, mydła i tarta dyniowa to obowiązkowe punkty na październikowej liście zakupowej każdego prawdziwie amerykańskiego domu. Co więcej, w USA kostiumy na imprezach nie muszą wcale być straszne - tak właściwie to większość osób przebiera się za postaci z kreskówek, zwierzęta lub jedzenie (sic!). Abby i Isabelle były Mike'iem Wazowskim i Sully'm z "Potwory i Spółka", Savannah była Moaną, Lasko - wielkim dinozaurem a Abby z Samorządu Uczniowskiego pudełkiem z chińszczyzną. 

W tym roku 31 października wypadł we wtorek, więc poprzedni weekend był głównymi dniami na halloweenowe imprezy. Abby i ja poszłyśmy na szesnaste urodziny Savannah, które organizowała od soboty do niedzieli u siebie, oczywiście w piwnicy, jak wszystkie amerykańskie domówki. Dekoracje pierwsza klasa, Savannah uwielbia szyć, gotować i generalnie "tworzyć", więc nie dość że sama uszyła swój kostium to znakomicie przyozdobiła całe miejsce. Standardowo, w zestawie urodzinowym zjedliśmy pizzę i tort, który wyglądał (i smakował) co najmniej znakomicie. Graliśmy przez godzinę w Cards Against Humanity, które Gretchen zawsze przynosi na imprezy. Obejrzeliśmy też dwa horrory - "MAMA" i "Obecność 2". Potem bulwersowałyśmy się obgadując jednego chłopaka z naszej szkoły - dalej nie wiem o kogo chodzi, ale czułam się jak w high school musical. Nie zasnęłam do 3:30 i na szczęście wcale nie czułam zmęczenia. Rano, łamiąc schemat, zamiast pancake'ów zjadłyśmy Cinnamon Rolls, czyli spiralne bułki cynamonowe i Donuty, czyli pączki z dziurą. Być może niektórym wydaje się, że amerykańskie słodycze są lepsze od polskich, więc chciałabym głośno oświadczyć: Jesteście w błędzie!


Łącznie przyszło chyba 16 osób, chociaż tylko 9 dziewczyn zostało na sleepover. Najbardziej podobało mi się przebranie Anny, która przeobraziła się w gnijącą pannę młodą z kreskówki Tima Burtona. Muszę przyznać, że też miałam taki pomysł, ale w końcu zdecydowałam się zrobić makijaż trupiej czaszki. Austin przebrał się za Parkera, a Parker za Austina, innymi słowy zamienili się bluzami. Mama Savannah'y rozdała kilku osobom nagrody za najlepsze kostiumy i dostałam order na najstraszniejsze przebranie. Poznałam też dziewczynę z Niemiec, która była tu na dwutygodniowej wycieczce szkolnej - okazuje się, że na zachodzie to typowe jeździć na wycieczki szkolne za ocean, Amerykanie też podróżują ze szkołą do UK/Niemiec. Nie jest to co prawda częste, ale nikogo nie szokuje.


W poniedziałek, całą rodziną wydrążyliśmy dynie. Abby wycięła granice Minnesoty, Tom znak The Vikings (naszego klubu futbolowego), Angie "G" (jak "The Grunds") a ja (jako najbardziej kreatywna) straszną buzię. Używaliśmy specjalnego zestawu do wycinania wzorów w dyniach/arbuzach lub w czymkolwiek tylko można drążyć. Wystawiliśmy dynie przed dom i pewnie na dłuuugo tam jeszcze zostaną.


We właściwe halloween, razem ze Student Council, poszliśmy na treat-or-treating. Nie zbieraliśmy jednak słodyczy - prosiliśmy o niepsującą się żywność dla najbliższego schroniska. Udało nam się wspólnie zebrać aż 400 kg co jest ogromnym sukcesem.
Na miejsce spotkania - Wilds Park - podwiozła nas Shona, moja koleżanka ze Student Council. Miałam z nią International Business w tym kwartale i zaproponowała, żebyśmy z razem pojechały. O 18, podzieleni w większe grupy, ruszyliśmy na przydzielone nam ulic w okolicy. Z Shoną, Katy i Taylor skończyłyśmy w niecałą godzinę, więc postanowiłyśmy pojechać potem na inne osiedla.


O 19:30, wszyscy zapakowali swoje "łupy" do jednego samochodu i rozjechali się do siebie. Przed naszym domem zobaczyłyśmy zrealizowany projekt Toma, do którego przygotowywał się chyba przez tydzień. Przy ścieku unosił się czerwony balonik, a gdy podeszło się bliżej...


Pennywise z horroru "TO." Host tata jest wielkim fanem tej produkcji. Bardzo chciał z nami pójść ją obejrzeć do kina. Więc poszliśmy. I przespał cały film. Mimo wszystko, bardzo fajnie słuchało się krzyków zza okna :) nie dość że pomysł świetny, to nasz Pennywise miał w oczach światła stroboskopowe i wydawał przerażające dźwięki. 
Podobno zapukało do na jakieś 40-50 dzieciaków z wyliczeń Angie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy że tyle tutaj mieszka. Gdy około 22 poszliśmy do naszych sąsiadów z Kanady, poznałam kilku ich znajomych z dziećmi, które przyszły na imprezę do Spencera, syna Chrisa i Taylor. Góry słodyczy, które każde z nich uzbierało wystarczyłyby pewnie nawet najbardziej zaawansowanemu słodyczoholikowi i nie wiem jak ich rodzice sobie z tym poradzą.

Przykro mi, że halloween się skończyło, szczególnie że już od jakiegoś tygodnie przed tym świętem, w telewizji leciały bożonarodzeniowe filmy. Jedna dziewczyna w szkole w środę powiedziała, że stawia choinkę - to się nazywa wyprzedzenie. Co prawda po drodze będzie jeszcze Święto Dziękczynienia, ale niektórzy obchodzą je w bardzo świątecznym klimacie. No cóż, co kraj, to obyczaj.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Po czym poznać, że jesteś w USA?

Jak pojechać na wymianę do USA?

Amerykańskie Przekąski