Święto Dziękczynienia

Dawno niczego nie napisałam, a działo się naprawdę wiele i teraz na pewno nie zabraknie mi przez jakiś czas tematów. Na pierwszy ogień, chronologicznie, pójdzie Thanksgiving, czyli Dzień Dziękczynienia, święto jeszcze bardziej amerykańskie niż halloween.
Tradycja obchodzenia tego Święta podobno wywodzi się od pierwszych Purytanów (ekstremalnych Anglikanów uciekających od prześladowań religijnych), którzy przybyli do Ameryki w 1621 roku. Założyli tu kolonię Plymouth, jednak z powodu bardzo srogiej zimy, prawie połowa jej mieszkańców zmarła z głodu i zimna. Lato okazało się być obfite w plony, więc pielgrzymi postanowili to uczcić wraz z Indianami, którzy pomagali im przetrwać. A przynajmniej tak mówi tradycja, bo udowodniono, że najprawdopodobniej święto Dziękczynienia pierwszy raz obchodzono na Florydzie w 1565 roku.
Koniec lekcji historii - najważniejsze co Amerykanie robią w tym dniu obecnie. Thanksgiving wypada w czwarty czwartek listopada (co ciekawe - w Kanadzie w drugi poniedziałek października) i jest obchodzony w każdym amerykańskim domu trochę inaczej (jak łatwo się domyślić). Mimo wszystko, kilku rzeczy nie da się pominąć przy przygotowaniach do tego święta.

Znakiem numer jeden jest oczywiście indyk. Nie bez powodu nazywa się Thanksgiving także Dniem Indyka. Jest wiele sposobów na przygotowanie tej potrawy. Zawsze kupuje się całego Indyka w supermarkecie, potem zazwyczaj piecze i kroi. Nasz ważył aż 10 kg i ledwo zmieścił się do naczynia żaroodpornego, jednak widziałam u sąsiadów większe okazy :) Na stole nie może także zabraknąć szynki, zazwyczaj z sosem pieczeniowym. Do tego kilka rodzajów ziemniaków - Mashed Potatoes, Sweet Potatoes, Roasted Potatoes i jakie-tylko-można-wymyślić Potatoes. Ja najbardziej lubię Sweet Potatoes, czyli bataty, w Polsce nie bardzo popularne. Poza tym na talerze obiadowe trafia kukurydza, fasolka szparagowa, zapiekanki, bułeczki drożdżowe, kilka rodzajów sałatek i różności. Jedzenia jest naprawdę dużo, tyle ile na naszych świętach Bożego Narodzenia.
To nie wszystko...
Wszystko na ciepło przygotowuje się w wolnowarach, które są obowiązkowym wyposażeniem amerykańskich kuchni.
Szynka w nadprzeciętnie dużym wolnowarze (nazywanym slow cooker lub Crock-Pot od firmy go produkującej)

Potem przychodzi czas na deser i wybór wciąż pozostaje ogromny. Królują pies, czyli tarty. Przewodnim smakiem jest dynia. Najpopularniejszymi ciastami są  pumpkin pie, pecan pie, raspberry pie i pumpkin bar - tarta dyniowa, pekanowa (moje ulubione!), tarta malinowa, ciasto dyniowe. Dziwnym wynalazkiem sałatka owocowa z rozpuszczonymi piankami i galaretka ze słonymi paluszkami i bitą śmietaną. Każdy znajdzie coś dla siebie, a nawet będzie mu to wystarczyło na kolejny tydzień.

My obchodziliśmy Thanksgiving dwa razy - w południe z rodziną host taty, wieczorem z rodziną host mamy. Pierwsza impreza odbyła się w domu Deb - siostry Toma. Wiele można by na ten temat napisać, na pewno nie było skromnie - 46 osób. Poznałam jakieś 30 nowych członków rodziny, pamiętam może trzy nowe imiona, ale to nic, na szczęście rozumieją, że ciężko jest ich wszystkich zliczyć, nie mówiąc o pamiętaniu imion. Jedliśmy na ogromnych jednorazowych talerzach, zresztą tak jak zazwyczaj je się na amerykańskich przyjęciach. Ubiór także nie był zbyt oficjalny - wszyscy mniej lub bardziej zagorzali fani The Vikings (czyli wszyscy obecni) ubrali się w stroje futbolowe i przykleili nosy do telewizorów - taki urok amerykańskiego Dziękczynienia, Gwiazdki, Nowego Roku i Wielkanocy - gracze futbolowi nie mają przerwy. The Vikings wygrali i było co świętować :)
Po szesnastej pojawiliśmy się na drugim obiedzie, już mniej licznym - zaledwie siedemnastoosobowym. Przyjęcie musieliśmy przenieść do Minnesota Masonic House, placówki zajmującej się opieką nad starszymi ludźmi wychodzącymi z choroby. Przebywał w niej tata mojej host mamy, Angie, po udarze dwa tygodnie wcześniej. O tamtej porze mój żołądek był już czterokrotnie rozciągnięty, ale w Thanksgiving nie ma wymówek - każdy musi jeść, mimo że nikt tak naprawdę nie ma już siły.
Rodzina ze strony Angie

Jeżeli chodzi o dekoracje, o Święcie Dziękczynienia przypominają małe figurki indyków, dynie, świeczki o zapachu Pumpkin Spice i napisy w stylu "Gather" (zbierzmy się) albo "thanks". Właśnie o to w tym dniu naprawdę chodzi - o zebranie się z całą rodziną i wspólne podziękowanie oraz wyrażenia wdzięczności za ubiegły rok. Nie ma prezentów, ale składa się życzenia typu "Happy Thanksgiving".
Mam nadzieję, że za rok sama zorganizuję u siebie Święto Dziękczynienia. Jest to naprawdę miła okazja, żeby docenić i podziękować za wszystko, co miało się okazję zrobić - a ja mam w tym roku naprawdę długą listę, która do następnego Dnia Dziękczynienia tylko urośnie.
Następnym razem napiszę gdzie pojechaliśmy w czwartek wieczorem i piątek nad ranem - być może większość z Was już się domyśla.

Komentarze

  1. Hej, czytałam Twój pierwszy wpis i napisałaś nam, że dostałaś się na wymianę dzięki stypendium. Może mogłabyś opowiedzieć o co w tym chodzi i jak je dostać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, niestety jeszcze nie ma na ten temat żadnych informacji, myślę że powinny się pojawić w najbliższym czasie, ale szczerze mówiąc nic konkretnego nie wiem na ten temat :) Pozdrawiam i dziękuję za zainteresowanie

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Po czym poznać, że jesteś w USA?

Jak pojechać na wymianę do USA?

Amerykańskie Przekąski